"Hospicjum to też Życie"

Punkt informacyjny
telefon: 29 769 33 50
od poniedziałku do piątku
od godziny 8.00 do 12.00

Praca w domu chorego
od poniedziałku do piątku
od godziny 7.30 do 20.00



Caritas Diecezji Łomżyńskiej

25 8757 0001 0001 6766 2000 0010

z dopiskiem "Hospicjum w Ostrolece"


tel./fax. 029 769 33 50
Warto przeczytać

Boże, dlaczego?!07 listopad 2006
Joanna Jureczko-Wilk: Chrze-ścijanin wie, że śmierć to nie koniec życia, ale początek. Ale kiedy umiera ktoś bliski, czuje żal, rozpacz, bunt… Jak to pogodzić?
Ks. Piotr Krakowiak: – Spójrzmy na sytuację spod krzyża, na którym umierał Jezus – tam też był ogromny ból, rozpacz, smutek, żal Matki Bożej i uczniów. Pewnym ideałem jest radosne wielkanocne „Alleluja” śpiewane na pożegnanie odchodzącej osobie i niektóre wierzące osoby dochodzą do takiego stanu na koniec żałoby. Nawet Apostołom potrzeba było pięćdziesięciu dni i mocy Ducha Świętego, żeby wyjść z ukrycia i mówić „Alleluja”. Trzeba czasu, modlitwy, wiary, pomocy wspólnoty…

Czy to radosne „Alleluja” może być sposobem ucieczki od żałoby, takim samym jak praca, inna aktywność?
– Są dwie drogi żałoby: przeżywa się emocje albo tłumi się je w działaniu. Stwierdzenia: „nie ma problemu”, „jest świetnie” mogą być taką ucieczką. Warto by może sprawdzić, jak po latach funkcjonują ludzie, którzy wcześniej manifestowali taki optymizm w radzeniu sobie po stracie.

Czyli żal, rozpacz, nie są niechrześcijańskimi uczuciami, czymś złym?
– Nie, bo są tak autentyczne jak łzy Jezusa na wieść o śmierci Łazarza, który był Jego przyjacielem. Bardzo podoba mi się na przykład książka Kushera Herolda „Dlaczego właśnie ja? Gdy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom”, która opisuje zmagania rabina po stracie syna. Uczy pokory, bo śmierć bliskich wywołuje tak silne emocje, że może zachwiać nawet ludźmi głęboko wierzącymi. Nie bądźmy tacy jak przyjaciele Hioba, którzy mieli dla niego łatwe rozwiązania, bo ich to cierpienie nie dotyczyło. Zamiast oceniać, pokornie słuchajmy, wspierajmy i módlmy się.

Księża są jednymi z pierwszych, którzy rozmawiają z rodziną pogrążoną w żałobie. To oni pierwsi mogą pomóc, wysłuchać… Jak wykorzystują tę szansę?
– Sam jako osoba duchowna przyznaję, że czasami, niestety, zachowujemy się w tej sytuacji, jak słoń w składzie porcelany. Albo mówimy za dużo, albo za mało. Na pewno mogłoby to wypaść lepiej i myślę, że kształcenie księży w tej dziedzinie jest jeszcze niewystarczające. W czasie tegorocznej kampanii społecznej „Hospicjum to też życie”, poświęconej osobom w żałobie, chcielibyśmy także w tym pomóc i wydać dla duchownych podręcznik o tym, jak rozmawiać i pomóc rodzinie w żałobie.

To znaczy, że w seminariach niedostatecznie wiele mówi się na ten temat?
– W seminariach są zajęcia z teologii pastoralnej i psychologii pastoralnej, niekiedy diakoni posługują jakiś czas w hospicjum. Są w ciągu dnia, na nocnych dyżurach, rozmawiają z pacjentami, spotykają rodziny w żałobie – to taka pierwsza linia frontu. Często widzę u młodych księży lęk, ja sam pamiętam taki lęk. Zająłem się hospicjum, dlatego że jako młody ksiądz zostałem tam posłany. Zaraz na początku przyszło mi towarzyszyć umierającej młodej kobiecie – mojej rówieśnicy. Wtedy nie mogłem sobie poradzić z lękiem, nieporadnością…Mimo że pisałem pracę magisterską na temat umierania, że przez wiele lat w seminarium byłem sanitariuszem, jeździłem do niepełnosprawnych… To zaowocowało tym, że po śmierci Basi zająłem się hospicjami, studiowałem psychologię, szukałem odpowiedzi na pytania, które mi zadawała pod koniec swojego życia.

Dlaczego umiera dziecko? Gdzie był Bóg, gdy waliła się hala w Katowicach? – co Ksiądz wtedy odpowiada?
– Myślę, że nie można mieć gotowych odpowiedzi. Często jeśli będziemy uważnymi słuchaczami, znajdziemy odpowiedź w pytaniach lub w postawie osoby szukającej pomocy. Choroba, umieranie, żałoba to proces. Na początku jest bunt, poczucie winy…Naprawdę potrzeba wielkiej sztuki słuchania, umiejętności wczucia się w sytuację rozmówcy. Ksiądz nie może występować w roli chłodnego eksperta. Musi pamiętać, że przychodzą do niego ludzie, którzy „mają nerwy na wierzchu” i nieopatrzne słowo, spojrzenie może ich bardzo zaboleć. To są ludzie, którym należy się szczególna uwaga, bo przychodzą ze swoim dramatem.

Tragiczne wydarzenia mogą zbliżyć do Boga, kiedy szukamy w nim oparcia, a niekiedy wręcz przeciwnie – oddalić, kiedy obwiniamy Go o zło, które nas spotkało.
– Kiedy rodzic przez wiele miesięcy modli się o zdrowie dziecka, a ono umiera, może mieć żal do Boga, gniewać się na Niego… W Biblii znajdujemy takie postawy, ale spotykamy też je w naszym życiu. Powtórzę, że żałoba to proces – nie tylko w wymiarze emocjonalnym, ale także w sferze wiary. Dlatego nie można kogoś oceniać, że po śmierci dziecka czy współmałżonka przestał chodzić do kościoła. Potrzeba cierpliwości, wrażliwości, zrozumienia… Jeśli zamiast oceniać i pouczać będziemy umieli towarzyszyć i wspierać, takim doświadczonym przez los ludziom będzie łatwiej wrócić z powrotem do wspólnoty Kościoła.

Drukuj


© copyright 2006
Ostrołęka
www.luba.int.pl


strona główna | caritas diecezji łomżyńskiej | diecezja łomżyńska | kontakt